Talent + praca + sprzyjające okoliczności
– Cieszymy się, że praca, którą wykonaliśmy w ostatnich tygodniach przyniosła taki fajny wynik – mówił jeszcze w lutym Patryk Dobek, sensacyjny złoty medalista halowych mistrzostw Polski na 800 metrów i student Uniwersytetu Szczecińskiego.
Czy ktokolwiek myślał wtedy, że utalentowany płotkarz, specjalizujący się w dodatku na dwukrotnie krótszym dystansie, stanie w roku olimpijskim w szranki z najlepszymi biegaczami globu? Chyba nikt. Tymczasem Patryk zadziwił cały lekkoatletyczny świat. Jakkolwiek złoty medal halowych mistrzostw Europy był wielkim wyczynem, to brązowy medal igrzysk olimpijskich w Tokio przebił chyba wszystko.
Od początku sposób biegania Patryka Dobka robił wrażenie, także na postronnych obserwatorach. Umiejętność zmiany tempa, zadziorność, odwaga, świetny finisz, wyprzedzanie rywali po wewnętrznej – szczególnie ta ostatnia cecha, tak niecodzienna, charakteryzuje styl biegania zawodnika MKL Szczecin.
Wiadomo, za sukcesem Patryka stali też inni. Trener Zbigniew Król, opiekun naszych medalistów MŚ i ME – Renaty Pliś, Adama Kszczota, Pawła Czapiewskiego, usportowiona rodzina czy wydarzenia, czasami bardzo luźno, związane z jego zawodową karierą. Ot, choćby przełożenie igrzysk o rok, zmiana lekkoatletycznej konkurencji czy narodziny córki Sofii. Wszystko to złożyło się w jedną szczęśliwą całość…
Medal mistrzostw Polski
Dokładnie w lutym 2021 roku, specjalista od biegu na 400 m ppł, Patryk Dobek został nieoczekiwanie halowym mistrzem Polski w biegu na 800 m. W pokonanym polu zostawił m.in. multimedalistę światowych imprez Adama Kszczota oraz bardzo mocnego Mateusza Borkowskiego
Dobek zaskoczył w Arenie Toruń wielu specjalistów od lekkiej atletyki. Sygnalizował już wysoką dyspozycję na nowym dla siebie dystansie. Niewielu mimo to stawiało, że będzie w stanie pokonać „rutyniarza” Kszczota. Płotkarz wygrał po świetnym finiszu czasem 1.47,12. Wówczas był to jego rekord życiowy.
Dobek był nieco onieśmielony swoim sukcesem i wcale nie przesądzał, że zostanie już na stałe przy dystansie 800 m.
– Na razie nic takiego nie nastąpi. Przede mną teraz tygodnie treningów, a przygotowania do startów na 400 m przez płotki i 800 m są podobne. Prędkość jest podobna, ale może ja to tylko tak odczuwam? Póki co nie zakładam, żeby od razu przenieść się na 800 m. Wydaje mi się, że w pierwszych etapach sezonu letniego głównie będę biegał 400 m – przez płotki i płaskie. Dlatego też teraz nie zastanawiam się nad zmianami, ale wszystko wyjdzie w praniu. Owe 800 metrów to pewien eksperyment, którego spróbowaliśmy z trenerem przed tym sezonem. Mam minimum indywidualne na halowe mistrzostwa Europy. Zobaczymy, co uda się tam zwojować, bo zawodnicy z innych krajów biegają bardzo szybko.
Medal mistrzostw Europy
Wygrana podczas marcowych halowych ME miała już inny ciężar gatunkowy. Okazało się, że start w krajowym czempionacie nie był efemerydą, wypadkiem przy pracy, błędem w przygotowaniach. Zresztą styl w jakim Patryk „objeżdżał” innych czołowych średniodystansowych kontynentu czy fakt, że został jedynym Polakiem ze złotym medalem tych mistrzostw, świadczyło o właściwej drodze obranej przez samego zawodnika jak i jego szkoleniowca.
Wtedy też zrobiło się głośniej wokół
świeżo upieczonego halowego mistrza Europy.
– To na pewno jeden z największych sukcesów w mojej karierze. Może jak to do
mnie dotrze, będzie czas, to zacznę sobie to pozycjonować? Na razie jeszcze do
mnie w pełni nie dotarło, że w Toruniu zdobyłem złoty medal, ale też dochodzi
do mnie, że to duże osiągnięcie – komentował „na gorąco” Patryk.
Skalę osiągniecia student Uniwersytetu Szczecińskiego
odczuł dopiero po ilości SMS czy maili.
– Faktycznie, po gratulacjach widziałem różnicę. Przed startami zawsze odcinam
telefon od internetu, więc mam ciszę. Podczas ME było tak samo. Natomiast po
biegu finałowym – jak go na nowo włączyłem to zaczął się mocno rozgrzewać. Nie
wiedziałem, co się dzieje. To miłe, ale starałem się podchodzić spokojnie do
tego złota.
Do będącej w ciąży małżonki zadzwonił już sam.
– Zamiast chwalenia się, były raczejpytania o jej samopoczucie. Rozmawiałem również z teściem. Złożył gratulacje i mówił, że wszyscy są bardzo szczęśliwi.
Z kolei dowódca w jednostce Marynarki Wojennej osobiście skontaktował się z mistrzem.
– Przełożony był pełen podziwu dla mojego osiągnięcia. Podziękowałem za gratulacje i wsparcie, które otrzymuję ja i inni sportowcy-żołnierze. Jednak dużo więcej luzu na ćwiczeniach dowódca nie obiecał…
Medal MŚ sztafet
Potem w maju w Chorzowie Patryk Dobek wygrał bieg w ramach mistrzostw świata sztafet. Nietypowych, bo 2x2x400 m.
– Dostałem pałeczkę na pierwszej pozycji, z kilkumetrową przewagą i wiedziałem, że trzeba to elegancko zakończyć. Udało się i z Joanną Jóźwik mogliśmy świętować – relacjonował kolejny sukces.
– Spodziewałem się, że właśnie z Kenią będziemy walczyć o wygraną i tak było. Było trochę zimno, ale plan dobrze dobraliśmy i jeszcze lepiej wykonaliśmy. Nie chciałem na pierwszych 400 m biec na maksa, bo wolałem zostawić siły na drugą rundę. Mam porównanie z MŚ w Jokohamie przed dwoma laty, choć tam biegały inne zespoły. Tam jednak musiałem od pierwszego biegu znacząco gonić i to wpłynęło na przebieg rywalizacji na drugim okrążeniu. Bogatszy w doświadczenie wiedziałem jak zareagować w Chorzowie. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany.
Natomiast nawet wtedy nie był do końca zdecydowany jaki dystans będzie śrubował na igrzyskach w Tokio.
– Na razie musimy wykonać swoją robotę. Wydolnościowo jestem dobrze przygotowany i to mi się przyda na obu dystansach. Weryfikacja nastąpi po pierwszych występach na 400 płotki i na 800 m. Na dłuższym dystansie nie mam minimum, a te jest dość wysokie i na razie uzyskał je jedynie Adam Kszczot. Póki co – trenujemy spokojnie.
Medal igrzysk olimpijskich
– Żartowaliśmy z trenerem Zbigniewem Królem, że nie mogę zdobyć medalu tak szybko. To by było bezczelne i nie fair w stosunku do innych zawodników. Ale kiedy nadarzyła się okazja, nie mogłem odpuścić. Ten medal dał mi motywację do dalszej pracy. Postawienie na 800 m było dobrym wyborem. Powinienem był biegać ten dystans już kilka lat temu – przyznał po finałowym biegu w Tokio Dobek.
Na przestrzeni kilku miesięcy 27-latek zrobił niewiarygodnie szybki progres. Półfinał i finał igrzysk pokazały, że był jego czas…
– Bieg zgodnie z przewidywaniami był wolny. Były przepychanki i nerwówka na pierwszych 400 metrach. Dobrze, że znów udało mi się znaleźć lukę i ją wykorzystać. Zaryzykowałem, stwierdziłem, że albo się uda, albo nie. Na 10 biegów coś takiego wyjdzie mi pewnie w ośmiu. Akurat dzisiejszy był jednym z nich – cieszył się Dobek, który uzyskał czas 1.45,39. Lepsi od niego byli tylko Kenijczycy: Emmanuel Korir (1.45,06) i Ferguson Rotich (1.45,23). Pokonał za to m.in. medalistów poprzednich igrzysk olimpijskich (Clayton Murphy i Nijel Amos) i mistrzostw świata (Amel Tuka).
Swój udział w sukcesie podopiecznego miał i jego szkoleniowiec. Także w kwestii przygotowani psychicznego…
– Trener jest fachowcem, pewnym tego, co robi i wierzy w swoją metodykę szkoleniową. Widziałem, że trener nawet mocniej wierzy w ten medal olimpijski niż ja. W Tokio szkoleniowiec był cały czas spokojny, ja też, ale zaskoczyło mnie, że nawet przed finałem trener zachowywał się tak, jakby to był jakiś zwykły bieg na mityngu. Odprowadzając mnie do call roomu, czyli miejsca, gdzie przygotowujemy się do wyjścia na stadion, bił od niego profesjonalizm, odwaga i pewność siebie. To przechodziło na mnie.
A jak Patryk zniósł olimpijską presję?
– Moja głowa była zaprzątnięta innymi sprawami niż myślenie o presji czy oczekiwaniach kibiców. Tuż po wyjeździe na igrzyska moja żona urodziła pierwsze nasze dziecko. Praktycznie myślałem tylko o niej i córeczce. Dzięki temu mogłem biegać z czystą głową. Taka nieoczekiwana taktyka okazała się strzałem w dziesiątkę.
Tekst: Paweł Stężała